Partner serwisu
07 listopada 2016

Idzie zima, a z nią mrozy

Kategoria: Felietony

Nie zawsze głównym problemem jest zbilansowanie mocy dostępnych w KSE z aktualnymi bieżącymi potrzebami w sensie makro. Problem jest często z zapewnieniem dostaw dla pojedynczego konkretnego odbiorcy wrażliwego. Najgorzej jest, gdy już wyłącza się linie 110 KV. Mam tyle lat, że pamiętam te czasy (niech nigdy nie powrócą).

Idzie zima, a z nią mrozy

Potencjalnie najbardziej (drastyczne) czułe na wyłączenia są obiekty, tj.: szpitale, fermy drobiu, wielkie zakłady produkujące żywność, częstokroć przy pomocy kultur bakterii, centra zarządzania komunikacją, w tym lotniczą, kopalnie z górnikami pod ziemią itp. W skali prywatnej należy wiedzieć, że przestaje pracować każde centralne ogrzewanie, bo wszak wszędzie jest jakiś silniczek, a nie wszyscy mają w domach agregaty prądowe. Zanik zasilania w takich przypadkach to tragedia. Nie wszystko da się w KSE załatwić, wprowadzając stopnie zasilania. Nawet z wyprzedzeniem kilkugodzinnym. Jest to wtedy bardziej już tylko „krzyk rozpaczy” niż systemowa umiejętność pogodzenia krótkookresowego finansowego oczekiwania akcjonariuszy z potrzebami bezpieczeństwa kraju, które to buduje się długookresowo.

Od genialnej myśli dowolnego przywódcy o zamiarze wykonania jakiejś inwestycji w energetyce (inwestycji w aktywa trwałe, a nie tylko zakup np. Połańca) do pierwszych MW musi upłynąć 8-9 lat (3 lata przygotowań, w tym wiele uporczywych gierek z pseudoekologami, trudnych negocjacji podczas notyfikacji najdrobniejszej pomocy publicznej z UE, po kłopoty z odwołaniami oferentów przy przetargu). Szeregowo dochodzi 50-60 miesięcy realizacji. Takie inwestycje należy umieć prowadzić (inwestor) na własne ryzyko, a nie tylko wynająć obcego inżyniera budowy.

Na większą skalę w Polsce nie potrafimy tego robić. Istnieje głupi i nonszalancki pogląd, że przecież możemy sobie sprowadzić energię z zagranicy, tak jak sprowadzamy samochody, pralki, całe wyposażenie maszynowe naszego przemysłu, nawet piwo i banany. Ale nie jest to możliwe, a nawet jest to zbrodnią na narodzie, w przypadku energii elektrycznej. Dla energii w gazie mamy kilkumiesięczne zapasy i jakoś tę czarną chwilę można przeżyć. Dla energii elektrycznej nie ma alternatywy przy takich mizernych inerkonektorach pomiędzy sąsiadami (jaskółka litewska nie czyni jeszcze wiosny). Czy prowadzimy jakieś ćwiczenia centralnie zarządzone dla złagodzenia potencjalnej sytuacji kryzysowej? Obrona cywilna nie ma o tym pojęcia, zresztą jej jeszcze również nie ma. Ludzie, którzy się na tym znają, boją się powiedzieć, że król jest nagi. Będą oskarżani o czarnowidztwo, a może nawet o sabotaż i szerzenie paniki, a najbardziej o to, że nie dostrzegają zalet nowego. Śmierć cywilna i zawodowa – to pewne. Istnieje od kilku tygodni pewna dobra, ale jak dotąd sporadyczna decyzja skracająca dyskusję o inwestycji, w tym przypadku inwestycji liniowej Kozienice-Warszawa.

Oprzyjmy się, mówi minister, na przepisie o szczególnej ważności niektórych inwestycji, tak jak to było podczas przygotowywania infrastruktury Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej. Dobrze się stanie, ale uwłacza nam porównywanie wagi takich zdarzeń. Igrzyska (przy takich kibolach, jakich mamy we wszystkich miastach ekstraklasy i I ligi) nie zastąpią chleba. Nie zastąpią poczucia bezpieczeństwa. Popatrzcie, gdzie w piramidzie potrzeb Maslowa znajduje się bezpieczeństwo tuż po fizjologii (w tym jest oddychanie, jedzenie i seks). Za bezpieczeństwo kohorty odpowiada przewodnik. Tak jest u wszystkich naczelnych. Samo się nic nie załatwi. Uczmy się na błędach innych, a nie jak gryzonie  – tylko na swoich. Mam nadzieję, że są służby, które o tych sprawach wiedzą, może nawet mówią. Tylko nic się nie dzieje. Cyberatak, jak wszyscy już wiedzą, może się zdarzyć również u nas. Tylko, że na nas nie potrzeba żadnego zewnętrznego ataku. Sami przez nasze zaniechania się pokonamy. Polskie Piekło? Oby nie.

 

Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ