Partner serwisu
Tylko u nas
20 marca 2020

NIE ŚPIĘ, BO TRZYMAM KREDENS! Felieton Rafała Ruty

Kategoria: Artykuły z czasopisma

Czytał o tym […] kto był jubilerem Fafucjusza, rzeźnika mańkuta Buwantów, i ile pism filatelistycznych będzie wychodziło w roku siedemdziesięciotysięcznym na Morkonaucji, i gdzie znajduje się trupek Cybrycji Kraśnopiętej, którą gwoździem przebił po pijanemu niejaki Malkonder, i czym się różni Maciąg od Naciągu, a także kto ma najmniejszą w Kosmosie pielownicę wzdłużną i dlaczego pchły smoczkotyłkie mchu jeść nie chcą, i na czym polega gra zwana Balansyer Zadni Ściągany, i ile było ziarenek lwichwostu w tej kupce, co ją Abrukwian Polistny nogą trącił, kiedy się pośliznął na ósmym kilometrze szosy albacjerskiej w Dolinie Wzduchów Szedziwych […]”. [Sstanisław Lem, „Cyberiada”, Wydawnictwo Literackie 1965]

NIE ŚPIĘ, BO TRZYMAM KREDENS! Felieton Rafała Ruty

Ponad dwa lata nie czerpałem inspiracji z twórczości Mistrza Stanisława Lema. Za każdym razem, gdy czytam po raz enty moje ulubione teksty, ponownie sprawdzam datę ich powstania, są one bowiem prorocze i mogłyby powstać wczoraj, gdyby nie powstały (jak w tym przypadku) 55 lat temu.

Otwierająca felieton lista „mądrości” to mały fragment niekończącej się taśmy z „prawdziwymi informacjami”, którą niestrudzenie i do końca świata miał produkować „demon drugiego rodzaju”, stworzony przez konstruktorów Trurla i Klapaucjusza. Była to mikroskopijna maszynka, która z przypadkowych ruchów atomów umiała wyłuskać „sensowne” informacje. Bohaterowie mieli w ten sposób wykupić się z niewoli u zbója Gębona – bandyty polującego na statki kosmiczne przelatujące szlakiem karawanowym przez Pustynię Czarną. Był to zbir wykształcony, z dyplomem. Nie chciał od ofiar kosztowności, za to żądny był wiedzy, nowin, informacji i historii w każdej ilości. Pochłaniał je tysiącem oczu, po czym gromadził w pieczarach-śmieciarach i piwnicach-śmietnicach.

Zawsze utożsamiałem się z bohaterem „Cyberiady” – rozsądnym, logicznym, racjonalnym konstruktorem Trurlem. Dzięki wiedzy, rozumowi i opanowaniu, Trurl wychodził cało z licznych tarapatów, często ratując przy tym świat. Uzupełniając braki w lekturze dzieł Lema, zauważyłem z przerażeniem, że książkę „Dialogi” męczę już od czterech miesięcy i wciąż nie mogę jej skończyć. Jest to lektura wymagająca skupienia, ale to samo zauważyłem też przy lżejszych książkach. Jest mi coraz trudniej skupić się na zwartych, dłuższych tekstach. Maksymalnie po jednej stronie jestem rozproszony, bo myślę o pięciu innych sprawach.

Nie trzeba być psychologiem, żeby domyślić się, że to wynik „śmieciowego” kontaktu z informacjami w Internecie, zwłaszcza na smartfonie. Czy ktoś widzi siebie w moim zachowaniu? Otwieram przeglądarkę, a po chwili otwartych jest dwadzieścia zakładek z Bardzo Ważnymi Newsami do przejrzenia („Nie śpię, bo trzymam kredens!”). W międzyczasie na ikonach Messengera i LinkedIn pojawiły się czerwone kropki, krzycząc „sprawdź mnie!”, Spotify rekomenduje nową muzykę, a jeszcze prognoza pogody dla Zakopanego, Jizerki, Reykjaviku, Phoenix i International Falls (odpowiednio najgorętsze i najchłodniejsze miasto w USA), WIG i kursy funduszy inwestycyjnych, co powiedział polityk X o swym rywalu Y i jak skomentowali to internauci. Wczoraj dowiedziałem się, że w szwajcarskiej wersji języka niemieckiego „ein Mann” to „en Maa”, a w rosyjsko-norweskim żargonie kupiecko-marynarskim Russenorsk, używanym od XVIII w. do pocz. XX w. „Co mówisz? Nie rozumiem.” to będzie „Kak sprek? Moje niet forsto”. Jestem mądrzejszy!

I weź się tu człowieku skup na analogowych kartkach staroświeckiej, papierowej książki, gdy na smartfonie w zasięgu jednego palca masz całą „mądrość” świata w 4K HDR! Nie jestem „cyfrowym tubylcem”, komputera dotknąłem po raz pierwszy w wieku 15 lat, a mam wrażenie że mój mózg inaczej działa w cyfrowym świecie. Jako nastolatek potrafiłem „pożreć” książkę w jeden dzień, a teraz przeczytanie dziesięciu stron potrafi mi zająć godzinę. Utożsamienie ze skupionym i racjonalnym Trurlem to już tylko moje chciejstwo i autokreacja. Zaczynam być jak zbój Gębon, masowo pożerając (niby na własne życzenie) medialną papkę, wpychaną mi do gardła przez maszynę do „produkcji informacji”. A jak skończył Gębon?

„[…] dowiedział się, jakie są kompetencje stróża domowego w Indochinach. Lecz wtedy zamknął oczy i znieruchomiał, przywalony lawiną informacyjną, a Demon dalej owijał go i spowijał papierowymi bandażami, karząc straszliwie zbója Gębona dyplomowanego za jego łapczywość bezmierną wiedzy wszelakiej”.

P.S. Jeżeli i mnie przywali lawina informacyjna, to następny felieton napiszę nie dla „Przemysłu Farmaceutycznego”, ale dla Stowarzyszenia Literatów Neandertalskich. Nie promuję więc dzisiaj nowoczesności, biorę jednak przykład z naszej branży i wołam na pomoc Kaizen — małe zmiany, drążące skałę. Wczoraj z mojej „piwnicy-śmietnicy” powędrowało na śmietnik 100 dyskietek (żegnaj MS-DOS 6.22) i 200 płyt CDR z plikami MP3. Dzisiaj zostawiłem smartfon w kuchni, zasiadłem w fotelu i skończyłem „Dialogi”. Sto stron w jeden dzień to rekord ostatnich dziesięciu lat! Będę Trurlem, nie Gębonem!

 

fot. 123rf.com/ zdjęcie ilustracyjne
Nie ma jeszcze komentarzy...
CAPTCHA Image


Zaloguj się do profilu / utwórz profil
ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ