Czy zmiany już zaszły (czy dopełniły się dni i przyszło zginąć latem?) i co dalej?
Gdyby podchodzić do tematu z zupełnie nieuzasadnionym optymizmem, można by powiedzieć – czas działa na
decydentów (z nomenklatury) otrzeźwiająco. Za jakiś czas, przeważnie trwa torok czy dwa (dla części z nich, tej, która jest odpowiedzialna państwowo – wcześniej), dojdą oni do samouświadomienia swojej indolencji merytorycznej.
Nagle spostrzegą, że zamiast uzyskania jakiejś na samym początku niezdefiniowanej poprawy (chyba, że swojej sytuacji materialnej) w zarządzanej materii przedsiębiorstw, a nawet prosperity, jest miałka rzeczywistość, a nawet zjazd po równi pochyłej. Tak się złożyło w rzeczywistości gospodarczej, że same koligacje polityczne nic nie są warte. One są ważne i owszem, gdy dobre układy polityczne otwierają jakiś ukryty skarbiec pieniężny krajowy czy unijny, który pozwoli realizować cele innowacyjne czy choćby proste techniczne odtworzenie substancji zarządzanej przez „młodego boga”. Tak się jednak nie dzieje. Skarbiec krajowy nie jest nawet „do połowy pełny”, jak chcą zawodowi apologecinowej zmiany. On jest praktycznie nie do ruszenia, jeśli popatrzy się w perspektywie nawet tylko kadencji, on jest nieuchronnie obciążany automatycznymi przyszłymi skutkami już podjętych teraz decyzji politycznych.
Co może dużego i potrzebnego zrobić polityk w spółkach strategicznych? Może kontynuować to, co było w nich dobre. Może kontynuować strategię KGHM, ORLEN-u, LOTOS-u i niektórych spółek energetycznych, może jak najszybciej kończyć rozpoczęte projekty (Opole, Jaworzno, Turów, Kozienice), kontynuować poważną dywersyfikację źródeł wytwarzania, jak na przykład budowę elektrowni jądrowej czy zwiększenia zwiększenia ilości kogeneracyjnych elektrociepłowni gazowych. Może kontynuować, jeśli ma na tyle odwagi cywilnej, aby przed „swoimi” przyznać, że nie wszystko, co było, było takie złe. Takich jednak będzie mało. Cóż może czysty polityk poradzić na to, że urządzenia istniejących elektrowni, bez względu na jego ego, starzeją się nie tylko moralnie, ale rośnie też zagrożenie nieprzewidzianych awarii w elektrowniach i infrastrukturze sieciowej (vide ostatnio bulwersujący przypadek ogniska z opon samochodowych pod słupami najwyższych napięć, co skończyło się ich zawaleniem, tak jak mostu Gdańskiego w Warszawie). Czy ktoś tego pilnuje??! Czy ktoś rozpatruje teraz takie zagadnienia?? Chyba tylko wywiady państw obcych. Ze wschodu i zachodu. Bo nasze wywiady chyba teraz tym się nie zajmują. Liberałowie w pierwszych latach XXI wieku zdecydowali o znacznej prywatyzacji głównych koncernów energetycznych. Nikt im jednak nie powiedział albo było im wszystko jedno, że kapitał portfelowy za nic ma długookresową politykę
bezpieczeństwa energetycznego PAŃSTWA POLSKIEGO. Chce mieć dywidendę, ewentualnie zyski ze wzrostu wartości akcji spółek. Nie oczekuje dochodów długookresowych tylko krótkoterminowych. Do niedawna pewną roztropność (strategię) długoterminową miały fundusze emerytalne (ponad 150 mld złotych), znaczący inwestorzy rynku krajowego. Jak wiadomo są one (fundusze) przez poprzednią ekipę dobite prawie całkowicie.
Państwo, a więc i politycy mają jednak teraz szansę coś wymyślić albo „odgapić”, tak jak kiedyś od Anglików
kontrakty długoterminowe, a teraz kontrakty różnicowe.
Długoterminowe inwestowanie w energetykę nie obejdzie się bez gwarancji dla instytucji finansowych i oczywiście dla inwestorów, gwarancji, które „może” unieść tylko państwo. Nie należy bać się notyfikacji w Komisji Europejskiej. USA nic nie notyfikują, tylko realizują cele państwowe. Są czasem również przykłady może optymistyczne dla dziejów gospodarczych, takie że woluntaryzm kadrowy ma czasem krótkie nogi. Vide dwie stadniny, gdzie opinia międzynarodowych znawców hodowli przywróci może normalność. Czy też Legnicka Specjalna Strefa Ekonomiczna, gdzie przyszły wielki inwestor zażyczył sobie kontynuowania rozmów z poprzednim kierownictwem (mam nadzieję, że nie jest to tylko odroczona egzekucja). Szybko teraz szukam innych takich przykładów, ale jakoś nie mogę znaleźć. Może mój optymizm jest tak naiwny, jak optymizm pana Petru po spotkaniu. Nie wiem, gdzie jest granica nonszalancji. Należy oczywiście poprzeć plan gospodarczy wicepremiera, ale raczej jest to tylko wizja. Plan bowiem charakteryzuje się zbilansowaniem zasobów (finansowych, prawnych i ludzkich), czasu, możliwości technologicznych, możliwości kooperacji i umiejętności sprawnego zarządzania. W planie muszą być wyznaczeni odpowiedzialni, musi być przeznaczone na to finansowanie.
Proszę popatrzeć, jakie pozycje występują w Primavera lub choćby Microsoft Project. Prawda jest taka, że nawet i Salomon z próżnego nie naleje. A naczynie nasze (budżet) raczej jest próżne (w znaczeniu fizycznym, a nie jako określenie cechy ludzkiej). Ale nic, idzie wiosna, a jak wiadomo – wiosna jest nasza (optymistów).