Partner serwisu
19 września 2016

Energetyka z perspektywy amerykańskich wyborów

Kategoria: Aktualności

Czasami wybory pomiędzy tylko dwiema opcjami są naprawdę trudne. W polskim języku mówi się o wyborze „mniejszego zła”, w angielskim jest większe spektrum możliwości np. jako „choice between devil and deep-blue see”. Niestety w tym kierunku idą aktualne wybory prezydenckie w USA, w których wybór jest pomiędzy kandydatami, którzy nie tylko nie należą do najmłodszych, Hillary Clinton 69 lat (choć kobietom nie powinno się wypominać,) a Donald Trump 70 lat, ale również nie cieszących się specjalnie wysokim zaufaniem społecznym.

Energetyka z perspektywy amerykańskich wyborów

Dynamiczna kompania wyborcza raczej nie pomaga.

Dawno temu Mark Twain napisał satyryczne opowiadania „Jak kandydowałem na gubernatora”, w których kryształowo czysty obywatel zniesmaczony niską oceną potencjalnych kandydatów na urząd, decyduje się sam stanąć w szranki wyborcze, po czym w ciągu kilku dni dowiaduje się z prasy, że jest wyjątkowym oszustem z dużą dozą dewiacji. Ta ówczesna satyra jest dzisiejszą prozą życia. Ci, którzy są zniesmaczeni poziomem obrzucania się błotem i gównem w polskie polityce, niech nie myślą, że gdzie indziej jest lepiej. Polskie zwyczaje przy dzisiejszej polityczno- marketingowej Ameryce to szczyt savoir-vivre`u i wysmakowanej elegancji. Każda z amerykańskich reklamówek wyborczych oraz praktycznie każda z wypowiedzi to wyłącznie negatywna kampania i wyciąganie jak największej ilości brudów. Z pierwszej linii zeszły już skandale seksualne (które, na marginesie, są bardzo w USA lubiane) i pewnie dlatego, że nie bardzo dawało się dokopać do brudów bezpośrednio u kandydatów przez pewien czas głównie słyszeliśmy o problemach małżeńskich i seks skandalach wśród głównych kampanijnych doradców (obu stron). Teraz, poza standardowym obwinianiem Hillary o kłamstwa, korupcję, sprzedawanie tajemnic państwowych lub choćby nieprzestrzeganie procedur bezpieczeństwa (prywatna skrzynka mailowa), głównym elementem na tapecie jest stan zdrowia. Po prawie zasłabnięciu kandydatki na uroczystościach z okazji rocznicy ataków na WTC z 11 września, przez media przelatuje debata czy oficjalne informacje lekarza, że to zapalenie płuc i przegrzanie to prawda, bo w końcu ciężko przeziębić się i przegrzać jak temperatura wynosi ok. 25 C. Przypomina się wcześniejsze wydarzenia i podejrzenia, że to był udar i przeprowadza wiwisekcje raportów medycznych. Trump dzisiaj pewnie jest zadowolony z obrotu spraw, choć jeszcze kilka dni temu on był pod obstrzałem i reporterzy polowali na jego osobistego lekarza. Patrząc na nieco „podeszły” wiek obu kandydatów, można pisać różne scenariusze, łącznie z takim, że któryś z nich nie dożyje wyborów albo zaprzysiężenia, ale Amerykanie mają procedurę na wszystko, nawet na takie zdarzenia.

W potoku brudów, pomyj i wzajemnego flekowania, trudno zobaczyć jasne stanowisko kandydatów w sprawie energetyki, poza tym, że mówią o tym już niewiele, jednak zawsze ich zdania się zupełnie różnią.

Hillary Clinton to kontynuacja „balansowania” prezydentury Obamy. Z jednej strony interesy energetyki odnawialnej i „nowej fali” innowacyjnych firm, które przynajmniej marketingowo stawiają na OZE, korzystne zmiany dla zaawansowanych technologicznych stanów i jednocześnie dalsze budowanie niezależności energetycznej, z drugiej strony – rewolucja łupkowa i własne zasoby energetyczne. Clinton popiera i zapowiada kontynuację działań Obamy z większą uwagą na ochronę klimatu (Obama podpisał porozumienie paryskie i wiele się mówi zarówno o ograniczeniu CO2 jak i inwestycjach w wiatraki i słońce). Mamy balans pomiędzy spadkiem cen, wykorzystywanej w przemyśle i powiększającej PKB, ropy naftowej, a problemem nowego sektora łupkowego, który w ciągu ostatnich 3 lat skurczył się o co najmniej 10 % i przede wszystkim zahamował dynamikę rozwoju oraz coraz gorsze prognozy dla węgla (niskie ceny i bankructwo koncernów wydobywczych ,ale i nacisk na elektrownie węglowe wypierane przez tani gaz i będące pod presją zmniejszania emisji CO2 i decyzje koncernów o braku inwestycji a nawet coraz częstszym zamykaniu starych elektrowni węglowych). Obama łatwo mówi o ograniczaniu emisji CO2 przez USA (bo dzieje się to automatycznie przez wypieranie węgla przez niżej – emisyjny i tańszy gaz) i zdobywa poklask w takich stanach jak Kalifornia mówiąc o zamianie węgla na słońce. Bo czasy Obamy (i idee Clinton) to tez innowacyjne firmy jak Tesla (i teraz SolarCity)i coraz realniejsze elektryczne samochody (choć teraz mniej, bo benzyna jest tania, więc u samych Amerykanów też można zaobserwować powrót do paliwożernych maszyn).

Więce konradswirski.blog.tt.com.pl

Fot. 123rf

ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ