Koniec energetyki jaką znamy?
Mimo postępu technologicznego i systematycznej poprawy sprawności urządzeń, zgodnie z prognozami operatora sieci przesyłowej, zapotrzebowanie na energię elektryczną w Polsce będzie w kolejnych latach nadal rosnąć, żeby w 2027 r. osiągnąć poziom o około 11,5% większy w stosunku do 2018 r.1. Nic dziwnego, skoro na coraz większą skalę korzystamy nie tylko z komputerów i komórek, ale również inteligentnych lodówek, pralek i innych sprzętów pracujących w ramach IoT (internetu rzeczy), które potrzebują znacznej ilości prądu, żeby działać i komunikować się on-line.
Podobnie jak serwery i inne urządzenia umożliwiające wymianę i zabezpieczenie informacji związanych z codziennym funkcjonowaniem prądu potrzebuje też rozwijający się nowocześnie przemysł i nowe systemy do zarządzania produkcją i świadczeniem usług dla społeczeństwa informacyjnego. Zwłaszcza w gospodarce, która nadal ma status rozwijającej się, a więc energochłonnej.
Rynek mocy nie wystarczy
Dla branży większe zapotrzebowanie na energię elektryczną oznacza konieczność podjęcia walki z ryzykiem niedoboru mocy wytwórczych w celu ograniczenia możliwości wystąpienia blackoutów i zapewnienia bezpieczeństwa pracy sieci. Dla nikogo w branży energetycznej nie jest to niczym odkrywczym. Znaczne zwiększenie zdolności wytwórczych jest jednak procesem czasochłonnym. Zwłaszcza w modelu konwencjonalnym, który opiera się na źródłach wytwórczych w postaci dużej mocy bloków energetycznych. Ustawa o rynku mocy wprowadziła nowy system wsparcia, który ma pozwolić na stworzenie odpowiednich „rezerw wytwórczych” w systemie elektroenergetycznym. Konstrukcja przyjętych rozwiązań mocno bazuje na sposobie myślenia charakterystycznym dla energetyki konwencjonalnej, pozwala jednak na pewną przewidywalność i stabilność pracy systemu. Takie rozwiązania są potrzebne, stanowią jednak raczej ewolucję tego, co na rynku już znamy, w poszukiwaniu oszczędności funkcjonowania obecnego modelu. Prawdziwa rewolucja dla energetyki zaczyna się z dala od korporacyjnych struktur wielkich grup energetycznych, na końcówkach sieci, gdzie w skali mikro łatwiej testuje się nowe modele wytwarzania i sprzedaży energii.
Rozproszone innowacje
Małe źródła wytwórcze nieodłącznie kojarzą się z „zieloną energią”. Wiatraki czy instalacje PV stały się na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat nieodłącznym elementem polskiego krajobrazu. Można byłoby powiedzieć, że to efekt dostępu do tanich urządzeń importowanych z Chin. Zjawisko to jest jednak tylko jednym ze skutków konsekwentnej polityki klimatycznej na szczeblu UE, która daje impulsy dla tworzenia przepisów pozwalających na budowanie mechanizmów wsparcia dla odnawialnej energetyki rozproszonej. Niewielkie źródła nie pozwalają co prawda na skokowy wzrost zdolności wytwórczych w systemie w chwili uruchomienia, można je jednak wybudować, ponosząc mniejsze nakłady inwestycyjne. Skupiska takich źródeł są też realną szansą na stworzenie zdecentralizowanej sieci zaopatrzenia w energię elektryczną na poziomie lokalnym. Oczywiście nie da się ukryć, że źródła OZE nie należą do stabilnych. Jednak w połączeniu z magazynem energii, mikro lub mała instalacja OZE, przyłączona do sieci niskiego napięcia, ma szansę żeby stać się realnym narzędziem wspierającym bezpieczeństwo zaopatrzenia odbiorców w energię elektryczną – zarówno w okresie szczytowego zapotrzebowania, jak i w razie awarii na sieci średniego czy wysokiego napięcia. Kluczem do sukcesu jest jednak właściwa optymalizacja takiego systemu.
(Nie)elastyczność
Obecnie sektor energetyczny jest mało elastyczny, jeżeli chodzi o obsługę odbiorców. Proces zmiany sprzedawcy powinien trwać 21 dni, jednak jakkolwiek w tym terminie następuje przeprocesowanie przez OSD zgłoszenia zmiany sprzedawcy, to ze względu na terminy wypowiedzenia umów sprzedaży energii od momentu podpisania nowej umowy do rozpoczęcia na jej podstawie dostaw może minąć nawet kilka (jeżeli nie kilkanaście) miesięcy. Rozliczenie i bilansowanie odbiorców odbywa się według niedostatecznie oddających rzeczywistość profili zużycia, a dostęp do bieżących danych o zużyciu energii od OSD jest w praktyce mocno ograniczony. Nie wspominając o ograniczeniach związanych z brakami mocy w systemie i kosztami zapewnienia prawidłowego funkcjonowania sieci. W tych warunkach każda technologia, która usprawni procesy związane z realizacją dostaw energii i ułatwi dostęp do
funkcjonowania obecnego modelu. Prawdziwa rewolucja dla energetyki zaczyna się z dala od korporacyjnych struktur wielkich grup energetycznych, na końcówkach sieci, gdzie w skali mikro łatwiej testuje się nowe modele wytwarzania i sprzedaży energii.
Rozproszone innowacje Małe źródła wytwórcze nieodłącznie kojarzą się z „zieloną energią”. Wiatraki czy instalacje PV stały się na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat nieodłącznym elementem polskiego krajobrazu. Można byłoby powiedzieć, że to efekt dostępu do tanich urządzeń importowanych z Chin. Zjawisko to jest jednak tylko jednym ze skutków konsekwentnej polityki klimatycznej na szczeblu UE, która daje impulsy dla tworzenia przepisów pozwalających na budowanie mechanizmów wsparcia dla odnawialnej energetyki rozproszonej. Niewielkie źródła nie pozwalają co prawda na skokowy wzrost zdolności wytwórczych w systemie w chwili uruchomienia, można je jednak wybudować, ponosząc mniejsze nakłady inwestycyjne. Skupiska takich źródeł są też realną szansą na stworzenie zdecentralizowanej sieci zaopatrzenia w energię elektryczną na poziomie lokalnym. Oczywiście nie da się ukryć, że źródła informacji o zużyciu, wprowadzi na rynku wartość dodaną. Na tej myśli opierają się rozwiązania, które bazują na technologii blockchain.
Peer-to-peer
Blockchain to nie kolejny system do zawierania umów w formie elektronicznej, chociaż opiera się na tzw. inteligentnych kontraktach formułowanych w formie informatycznego kodu. Zwolennicy tej technologii twierdzą, że dzięki stosowanym przez blockchain algorytmom w układzie łańcucha bloków, nie można zafałszować informacji o przeprowadzonej transakcji. Wszystko dzięki temu, że kopia bazy zawierającej rejestr transakcji znajduje się na komputerze każdego użytkownika systemu, co pozwala na wyeliminowanie ewentualnych nieprawidłowości przez porównanie kopii bazy między sobą. Do tego dochodzi oczywiście podwójny system identyfikacji (za pomocą publicznego i prywatnego klucza) i szyfrowanie danych. Utrzymywanie systemu blockchain wymaga dużej mocy obliczeniowej, dlatego stosowanie tej technologii na obecnym etapie generuje duże zapotrzebowanie na energię elektryczną. Korzyści z blockchain mogłyby mieć nie tylko wymiar biznesowy, ze względu na odformalizowanie procesu zawierania transakcji czy zmniejszeniu ryzyka wykonania umowy niezgodnie z jej treścią. Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że rejestr transakcji jest jawny (ze zanonimizowanymi danymi stron), to tak skonstruowany system pozwoliłby osiągnąć cele związane z raportowaniem umów realizowane obecnie zgodnie z rozporządzeniem REMIT przy stosunkowo dużym zaangażowaniu kupujących i sprzedających. A to oznacza również korzyści systemowe.
Cały artykuł został opublikowany w nr 2/2018 dwumiesięcznika "Energetyka Cieplna i Zawodowa".
Komentarze