Partner serwisu
16 lipca 2014

Węgiel to nasza kotwica

Kategoria: Wywiady

– Węgiel dominuje w naszej energetyce i wciąż słyszymy, że trzeba to zmienić. Zmieniajmy więc polską energetykę, ale jednocześnie utrzymajmy to, co mamy, bo to kotwica, która będzie trzymała bezpieczeństwo energetyczne Polski – mówi prof. Antoni Tajduś z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie.

Węgiel to nasza kotwica

Polska ma znaczne zasoby węgla, ale trzeba patrzyć w przyszłość. Czy wciąż powinniśmy stawiać na węgiel jako na wiodące paliwo energetyczne?

90% energii w Polsce pochodzi z węgla, słychać, że to za dużo i że należy zmniejszyć ten udział. Ale pamiętajmy, że aby to zrobić, nie trzeba ograniczać jego zużycia. Ważne jest, by utrzymać wydobycie na tym poziomie, który jest obecnie. Produkujemy ok. 70-80 mln ton węgla kamiennego i ok. 60-65 mln ton węgla brunatnego rocznie, czyli łącznie ok. 130 mln ton. Z upływem czasu będą wchodziły kolejne odnawialne źródła, energetyka gazowa, „jądrówka” – pojawią się różne rodzaje energii, a energetyka bazująca na węglu będzie ciągle na tym samym poziomie.

Jeśli prawdą są prognozy, że w 2025-2030 roku będziemy potrzebowali prawie 50% więcej energii niż dzisiaj, to ten wzrost, przy zamrożonej eksploatacji i spalaniu węgla, będzie pokryty właśnie z OZE, źródeł gazowych czy jądrowych. W związku z tym miks energetyczny zmieni się, tzn. procentowy udział węgla będzie malał.

Niemcy mają dziś niespełna 50% węgla i twierdzą, że to dobry układ. Dojdziemy do tego samego wcześniej czy później, bo te dodatkowe 50% zapotrzebowania będziemy musieli zagwarantować dzięki innym źródłom. Nie przewidujemy większej eksploatacji węgla, dzisiaj tylko odtwarzamy moce.


Aby utrzymać wydobycie węgla na obecnym poziomie niezbędne są inwestycje.

Wypadają pewne pola, pewne kopalnie, w te miejsca trzeba budować nowe lub rozbudować istniejące kopalnie. Stąd pytanie – jeżeli mówimy o węglu brunatnym – o Złoczew, Gubin i Legnicę. Za 20-30 lat skończy się Szczerców, nie będzie już dawno Bełchatowa, wyleci Pątnów i gdzieś musi powstać kopalnia, która będzie w stanie wyprodukować te 60-65 mln ton węgla, które potrzebujemy.

Być może w końcu pojawi się gaz z łupków, ale by miał realny wpływ na polską energetykę, byśmy go mieli ok. 10 mld m3, to trzeba poczekać 25-30 lat. Musimy wywiercić odpowiednią liczbę otworów, sprawdzić, czy ten gaz jest wydobywalny.

Żeby pomóc przemysłowi węglowemu, trzeba budować planowane bloki. Mamy węgiel leżący na zwałach, warto go zagospodarować.


Co zrobić, by węgiel był paliwem konkurencyjnym zarówno pod względem ekonomicznym, jak i ekologicznym?

Pod względem ekonomicznym jest konkurencyjny. Cena energii w Polsce jest od długiego czasu jedną z niższych w Europie – utrzymywana jest właśnie przez węgiel.

A co z konkurencyjnością ekologiczną? Połowa naszych elektrowni już dzisiaj powinna być zastąpiona przez nowe, a tego nie zrobimy w rok. Gdy zakończymy inwestycje, to elektrownie, które dzisiaj nie są jeszcze tak stare, wówczas takie już będą i je też trzeba będzie wymienić. W ciągu najbliższych 20-30 lat musimy zastąpić wszystkie elektrownie nowymi, o sprawności 45, a nawet ponad 50%. Przypomnę, że obecnie średnia wynosi 33%. Gdyby udało się nam o ponad 20% poprawić sprawność, to o ok. 30% zmniejszymy emisję CO2.


A co z kosztami związanymi z wydobyciem węgla w Polsce? Dlaczego bywa tak, że bardziej opłaca się sprowadzić ten surowiec spoza granic naszego kraju?

Polski węgiel kamienny jest wydobywany z dość dużych głębokości – nawet z poziomu zbliżonego 1000 metrów. Co się z tym wiąże? Zmiana głębokości to wzrost kosztów transportu, wzrost zagrożeń. Dodatkowo, nasze kopalnie są stare – co rusz któraś obchodzi 150, 200, 250 lat istnienia – tam jest mnóstwo miejsc, gdzie węgiel już wybrano, mnóstwo niepotrzebnych korytarzy, szybów, czasami zdarzają się wentylatory, które są 2-3 razy za duże...

To wszystko wymaga albo restrukturyzacji polegającej na tym, że odcinamy niepotrzebne wyrobiska, wymieniamy wentylatory itd., albo udostępniamy nowe kopalnie, które można zbudować za mniejsze kwoty niż się kiedyś wydawało. Nie trzeba budować kilkunastu szybów, wystarczy kilka. Nowy zakład będzie funkcjonował taniej niż stary. Dziś próbujemy bronić kopalni, które powinny być zamknięte, bo bronimy miejsc pracy. Koszt wydobycia węgla w takich lokalizacjach jest jednak bardzo wysoki. Chcąc utrzymać wszystkie kopalnie, możemy też „załatwić” te, które są dobre, które miałyby szanse na przetrwanie.


Z jednej strony chcemy, by przemysł się rozwijał, z drugiej – ochrony środowiska. Czy te cele da się połączyć?

Na pewno. Mamy możliwości ograniczenia emisji dwutlenku węgla, choć do końca nie jestem pewien, czy CO2 jest dla nas takie groźne; myślę, że bardziej niebezpieczne są pyły. Poza tym mamy obecnie do czynienia z niezwykle szybkim postępem, jeżeli chodzi o wykorzystanie węgla w różnych celach, co przyczynia się do tego, że staje się on przyjazny dla środowiska: mamy elektrownie, w których węgiel spalany jest dużo bardziej efektywnie, coraz częściej pojawia się temat zgazowania naziemnego i podziemnego. Bardzo dużo gazu zużywa się do różnego typu procesach chemicznych – te same produkty możemy uzyskać w wyniku właśnie zgazowania węgla. Gdybyśmy poszli w tym kierunku, moglibyśmy mniej importowanego gazu zużywać w chemii, bo mielibyśmy go z własnego węgla. To wymaga jednak decyzji i budowy odpowiednich instalacji.


2013 rok był nie najlepszy jeśli chodzi o inwestycje w polskiej energetyce. W 2014 coś drgnęło. Czy Polska może czuć się bezpieczna energetycznie?

Są różne scenariusze. Takie, które mówią, że zużycie energii w Polsce będzie rosło średnio o 2% rocznie. Są i takie wskazujące na jednoprocentowy wzrost. Jeżeli będzie to rzeczywiście 1%, prawdopodobnie nie wystąpią większe problemy, bo wybudujemy odpowiednią liczbę elektrowni. Jeżeli konsumpcja energii będzie jednak wyższa, istnieje prawdopodobieństwo, że pojawią się momenty kryzysowe, w których zabraknie prądu. Wówczas będziemy skazani na sprowadzenie go z zagranicy, ale to uzależnienie się.

Do 2020 r. wypadnie nam 4,9 GW energii. W to miejsce na dzisiaj mamy zaplanowane 2,8, czyli brakuje nam 2,1 GW, a to przy założeniu, że nie następuje wzrost zużycia. Czyli do 2020 r. mogą pojawić się momenty kryzysowe. Oczywiście, ludzie w ostateczności odczują ten problem, bo na początku kłopoty z energią pojawią się w dużych, energochłonnych przedsiębiorstwach. Konsekwencją będzie niemożność produkowania określonych rzeczy. Wyobraźmy sobie np., że ktoś podejmie decyzję, że przez jakiś czas nie wytwarzamy cementu, bo cementownia wymaga zbyt dużych ilości energii…


Mówił pan już, że łupki być może są przyszłością polskiej energetyki, ale odległą. A czy jest w tym miksie miejsce na atom?

Jest. W 2010 czy 2011 r. wygłosiłem referat na temat możliwości budowy elektrowni atomowych w Polsce. Mówiłem wówczas, jakie są szanse, jakie zagrożenia i zwróciłem uwagę na istotną kwestię, o której – wydaje się – wszyscy zapomnieli. Anglia ma kilka elektrowni jądrowych i przystępuje do budowy kolejnych, ale poświęciła 8 lat na przekonanie ludzi do konkretnych lokalizacji siłowni. Stosowano tu różne zabiegi, np. osoby mieszkające w określonej odległości nie płacą za energię elektryczną. A w Polsce? Przyjęliśmy zasadę, że to samo się spełni, że nikt nie będzie protestował. A protesty będą. Trzeba cały ten proces przygotować. My zawsze wszystko robimy na hurra!, natomiast tylko gdy będziemy działać w spokojny, zaplanowany sposób, projekt się powiedzie.

Jakie są bariery rozwoju OZE w Polsce?

Przede wszystkim nie ma ustawy. Nie jestem przeciwko temu, by pojawiła się energetyka rozproszona, ale żeby to nastąpiło, muszą być pewne rozwiązania. Teraz często jest tak, że gdy ktoś postawi sobie wiatrak i ma naddatek energii, nie wie, co z nią zrobić.

Jak nie ma ustawy, to tylko mówimy o OZE. Duże spółki energetyczne zaczynają mieć farmy wiatrowe itd., ale to ciągle za mało.

Czy energetyka rozproszona może pomóc bezpieczeństwu energetycznemu Polski? Czy system jest na to przygotowany?

Może pomóc. A kwestia przygotowania systemu to druga sprawa. Do miejsc, gdzie pojawią się małe źródła energii muszą być poprowadzone sieci – to wymaga inwestycji. Kto ma inwestować? Ten, który zainwestował w OZE? Państwo? A może spółka? Spółka zainwestuje, jeśli będzie miała z tego korzyści.


Rozmawiała Joanna Jaśkowska

Fot. Mateusz Grzeszczuk

ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ