Koniec roku 2014 i co dalej?
Upływający rok 2014 w energetyce, w tym w elektroenergetyce, był raczej dobry. Głównie dlatego że wreszcie dotarła do osób decyzyjnych politycznie informacja (oni mówią MESSAGE) o tym, że bezpieczeństwo energetyczne dla Polski to nie jest pojęcie czysto abstrakcyjne. Dojrzano wyraźnie.

Konsekwencje mało robienia w obszarze bezpieczeństwa dostaw gazu i jego zapasów w kraju stały się widoczne – ogromne opóźnienie w budowie terminala LNG – i wyobrażono sobie wreszcie na przykładzie Ukrainy, co to znaczy być na całkowitej łasce jedynego dostawcy. Zauważono, że jest to siła równa, co najmniej równa, jednej armii pancernej lub kilku bombek A.
W zakresie CO2 zdano sobie wreszcie sprawę z ekonomicznych skutków naszej polskiej nonszalancji w podejściu do tego tematu. Stwierdzono, ile to będzie kosztowało nie tylko przedsiębiorstwa energetyczne, nie tylko odbiorców, którzy w konsekwencji za to płacą (choć nie zawsze zdają sobie sprawę, co to za dziwne pozycje na ich rachunkach za dostawę energii elektrycznej), ale również PAŃSTWO. Nie wystarczy wmawiać masom, jak kiedyś mówiono, że nie można dać zgody politycznej na podniesienie ceny energii z koniecznego powodu pozyskania środków inwestycyjnych. Nie wolno tylko mówić: „Trzeba coś zrobić”.
Porównywanie cen w naszym przypadku, ważonych realną płacą Polaka, to hipokryzja, bo w cenie są nie tylko bezpośrednie koszty kopalń i energetyki, ale daniny dla państwa w tym kuriozalny podatek akcyzowy (dawniej zwanym podatkiem od luksusu), opłaty złożowe, opłaty za samo istnienie budowli, obligo zapłaty zastępczej za nieumorzone świadectwa pochodzenia, kolory prawie w takiej liczbie jak ma ciągle podpalana warszawska tęcza, PFRON, który nie jest kosztem uzyskania przychodu (sic!) czy wreszcie danina dywidendowa. Wyliczenie to nie jest jeszcze kompletne. Pamiętajmy, że energii elektrycznej nie można magazynować tak jak gazu, można, co najwyżej, magazynować paliwo, z którego się tę energię wytwarza, ale to nie jest rezerwa natychmiastowa.
Awantura, która powstała przy karygodnych z punktu widzenia bezpieczeństwa próbach zastopowania budowy OPOLA, została na szczęście przerwana. Pokazała nie tylko siłę racjonalnego z punktu widzenia PAŃSTWA argumentu inżynierskiego, ale również społecznego. Za tą decyzją, z samej góry, poszły dobre decyzje koncernów w sprawach Jaworzna, Stalowej Woli, Gorzowa, Turowa, kilku innych. Ruszyło się wreszcie w sprawach „spalarni śmieci”. Zrozumiano, że WASTE TO ENERGY to również recykling. Koszty tego programu są porażające, procedury, w których do końca wykorzystuje się, z głodu w firmach budowlanych, prawo do odwołań paraliżujące inwestorów. Obawiam się, że nie zdążymy w terminach unijnych. Ale drgnęło. Pozytywne sygnały docierają również w sprawie gotowości do zastąpienia wyczerpujących się złóż węgla brunatnego w PAK, odkrywce Bełchatów (częściowo jej role przejmuje Szczerców), w końcu i w Turowie przez plan budowy kompleksu w GUBINIE.
Co w 2015? Musimy zdawać sobie sprawę, że kadencja sejmu kończy się jesienią 2015 i że tylko te projekty ustaw mają szanse przejść ścieżkę legislacyjną (średnio przy dobrym tempie trwa to 8-9 miesięcy), które już wyszły z pozytywnymi opiniami z prowadzących je resortów. Wszystkie inne zgodnie z prawem we wrześniu pójdą DO KOSZA. Nie ma więc szans na coś zupełnie nowego i lepszego niż jest. Mam nadzieję, że Rada Ministrów zdoła przyjąć dokument „Polityka energetyczna Polski do roku 2050” i że będzie ona sensowna, bez „ociepleniowej” ideologii, i Państwo zechce jej skutecznie patronować.
Rok dość dobrze się kończy, ale pamiętajmy, że to dopiero „ pierwsze jaskółki”, które same w sobie nie stanowią jeszcze wiosny. Z okazji świąt i Nowego, 2015, Roku życzę wszystkiego co najlepsze dla Was Czytelnicy, dla ludzi Energetyki i oczywiście dla naszego Kraju.
Jerzy Łaskawiec, Wrocław XII 2014